Rozdział 10

Monachium, mieszkanie Ulricha, piątek, 23 czerwca, godzina 08:14, Yumi Ishiyama

Promienie porannego słońca leniwie przedzierały się przez zasłonięte zasłony. W mieszkaniu panowała błoga cisza. Yumi leniwie przeciągnęła się na łóżku, zmuszając swoje zmęczone ciało do przyjęcia pozycji siedzącej. Rozejrzała się po pokoju, podziwiając swoją ciężką pracę, którą wykonywała wraz z Ulrichem, remontując ich wspólne mieszkanie.

-Nasze mieszkanie… Jak to pięknie brzmi… Szkoda tylko, że nie jest ono nasze w kontekście stałego związku. Mogło być tak pięknie… Mogłabym być żoną Ulricha - wtedy całe to gówno z Tetsuo nie miałoby nawet prawa się wydarzyć. Mogłam się zbuntować rodzicom. Uciec od nich już wcześniej, ale nie - pieprzone sentymenty. Nie ma to jak zrobić sobie “dobrze” i zgodnie z jakąś popapraną tradycją zgodzić się na ustawiane małżeństwo. Tylko idiota mógł się na ten chory układ zgodzić. Tylko czemu tym idiotą jestem właśnie ja? Dobra Ishiyama, koniec tego użalania się nad sobą! To, że siedzisz w łóżku, rozmyślając “co by było gdyby…”, niczego nie zmieni. Jest jak jest. Fakty są faktami. A co się stało, to się stało. Czasu się nie cofnie. Tym bardziej nie ma co się użalać, że nie jestem z Ulrichem. Jesteśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi, albo aż przyjaciółmi. Po tylu latach rozłąki, powinnam się cieszyć, że w ogóle chce ze mną rozmawiać i zgodził się ze mną dzielić SWOJE mieszkanie.

Japonka sfrustrowana swoimi myślami, uderzyła się parę razy dłońmi w twarz, cicho przy tym wzdychając. Wreszcie zrzuciła kołdrę z siebie, zerwała się z łóżka i skierowała swoje kroki prosto do łazienki.  

Paryż, niedaleko wieży Eiffla, piątek, 23 czerwca, godzina 08:38, William Dunbar

William stał oparty o jedno z drzew, które wyznaczały linię widokową na wieżę Eiffla. Miał z tego miejsca bardzo dobry widok na nową parę Einsteinów, którą obserwował tego dnia już od dwóch godzin. Dunbar był bardzo znudzony ciągłym chodzeniem za Jeremim i Laurą, bowiem nie podejmowali żadnych podejrzanych aktywności - ot zwykła para, migdaląca się do siebie, chodząca za rączki i obserwująca budzący się do życia Paryż  w otoczeniu wyimaginowanych serduszek.  

-Dzisiaj będzie długi dzień… Jak oni już tak od rana randkują, to nic ciekawego się nie wydarzy. W ogóle nie rozumiem Jeremiego. Jeśli zachowywałby się tak w stosunku do Aelity z pewnością by się nie rozstali. Jak on mógł wybrać Laurę zamiast Aelity? Tworzyli taką idealną parę… A Jeremy tak to schrzanił. Aelita jest piękna i mądra, Laura nie dorasta jej do pięt. A jednak jakimś cudem Laurze udało się oczarować Jeremiego. Miłość jest jednak ślepa… Jeszcze chwila obserwowania jak oni się całują i skończę w wariatkowie! Ileż można się tak kiziać, miziać, lizać, czy co oni tam jeszcze innego wyprawiają! Przecież to na mdłości zbiera! Za takie widoki powinni mi płacić jakąś większą stawkę. Ewentualnie mogłoby też być jakieś odszkodowanie od urazu psychicznego, którego się przy tym w końcu nabawię!

Nicea, mieszkanie Odda, piątek, 23 czerwca, godzina 09:17, Odd Della Robbia

Odd zbierał wszystkie swoje rzeczy do pracy i na wyjazd w jednym miejscu mieszkania, żeby móc jak najszybciej wyjść do pracy. Postanowił prosto po zakończonej zmianie jechać na lotnisko, żeby nie tracić cennego czasu na kursowanie z pracy do domu i z domu na lotnisko.

-Coraz bliżej wyjazd! Coraz bliżej wyjazd! Coraz bliżej, taaak! To będzie naprawdę super weekend! Szkoda tylko, że muszę przed wyjazdem jeszcze iść do tego głupiej pracy! Chociaż o tyle jest dobrze, że to tylko siedem godzin. I tak należy się cieszyć, że szef pozwolił mi skończyć dzisiaj wcześniej, bo inaczej nie miałbym szans zdążyć na samolot. Nie ma co marudzić! Siedem godzin szybko minie, a ja będę mógł potem rozkoszować się wolnością i towarzystwem przyjaciół! Dobra, muszę się zbierać, bo dzisiaj zaczynam o 10. Nie mogę się spóźnić, żeby szefa nie drażnić! W końcu jednak puści mnie wcześniej - to nie byle co z jego strony!

Kiedy już wszystko miał gotowe i sprawdził czy wyłączył wszystkie urządzenia, zarzucił torbę wyjazdową na ramię, plecak, z którym chodził do pracy wziął do ręki, a rogalikową poduszkę do samolotu przerzucił sobie przez szyję, po czym wyszedł z mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz.

Monachium, mieszkanie Ulricha, piątek, 23 czerwca, godzina 10:26, Yumi Ishiyama

Po zjedzonym szybkim śniadaniu, Yumi wzięła się ostro do pracy. Posprzątała już niemal całe mieszkanie na przyjazd Odda - starła kurze, odkurzyła i zmyła podłogę. Z zadań jakie sobie wyznaczyła na ranek, zostało jej już tylko oblec nową pościel i wyprasować obrus na stół.

-W sumie to całkiem sprawnie mi idzie. Nie podejrzewałam, że tak szybko ogarnę to mieszkanie. Mały metraż ma jednak swoje plusy. Jak tak dalej pójdzie, to będę nawet miała trochę czasu dla siebie. Może coś poczytam? A może obejrzę coś w telewizji? Szkoda, że w niemieckiej telewizji nie lecą żadne japońskie dramy. Chętnie bym jakąś obejrzała. Trochę mi jednak brakuje obcowania z ukochaną kulturą. Nie wszystko w niej jest takie złe. Lubię japoński teatr, filmy i anime, japońską muzykę… Ale obcowanie z tym, czyli w praktyce mieszkanie w Japonii, nie może mnie tyle kosztować. Jednak ustawiane małżeństwo to jest za wysoka cena. Heh. I znowu moje myśli skręcają tam, gdzie nie chcę, żeby skręcały. Co za natrętne przemyślenia mnie dzisiaj napastują!

Monachium, samochód Ulricha, piątek, 23 czerwca, godzina 12:19, Ulrich Stern

Po skończonej pracy, Ulrich postanowił od razu udać się zakupy spożywcze. Dobrze wiedział, że goszczenie Żarłoka będzie sporym wyzwaniem dla lodówki i portfela. Ruszył właśnie spod centrali swojej firmy, by pojechać do jednego z lepiej zaopatrzonych hipermarketów w mieście.

-W sumie, to się zastanawiam, czy ja w ogóle zmieszczę tyle jedzenia w lodówce, żeby Odd nie był głodny? Może z założenia trzeba kupić więcej przekąsek, których nie trzeba chować do lodówki? Obawiam się, że ta biedna, mała lodóweczka nie da rady sprostać potrzebom jedzeniowym Odda. On od zawsze miał naprawdę zadziwiający apetyt, jak na swój gabaryt. teraz pewnie je dwa razy tyle, co jadł w liceum. Takie założenie nie napawa optymizmem. Trzeba zrobić większe zapasy chipsów, paluszków i wafelków. Ostatecznie, kto powiedział, że dla Odda muszę serwować jakieś wykwintne dania? Ostatecznie, to nie jest żadna randka, tylko spotkanie z przyjacielem. Feee… Randka z Oddem… Aż sobie to wyobraziłem…

Paryż, centrum miasta, piątek, 23 czerwca, godzina 13:04, Aelita Schaeffer

Aelita, korzystając z wolnego od zajęć popołudnia, postanowiła się wybrać do centrum handlowego. Przemierzała właśnie jedną z uliczek, prowadzących do galerii, którą spacerowało oprócz niej kilka grupek przyjaciół, którzy pochłonięci byli rozmową.

-Ile ja bym dała, żeby znowu mieć paczkę przyjaciół. W liceum wszystko było takie proste. Nawet jak walczyliśmy z Xaną, to jednak były spokojne dni, które spędzaliśmy wszyscy razem, bawiąc się w najlepsze. Do dziś pamiętam te nasze wyprawy do kina w co drugą sobotę… Jim, specjalnie przymykał oko na to, że wychodzimy na miasto, o ile “nie było to zbyt często”. To były czasy. A teraz? Nic z tego nie zostało. Kto by pomyślał, że wszystko tak się zmieni i to w zaledwie kilka lat? Ach, gdybym mogła cofnąć czas… Wrócić do momentu, w którym wszyscy Wojownicy Lyoko trzymali się razem. Nie no dość! Ostatnio za często mi się zdarza myślenie “co by było gdyby”… Zdecydowanie robię się sentymentalna. O, czyżby to William? Ale czemu on się chowa za tym krzakiem? Tak jakby kogoś podglądał… Zaraz, zaraz… Czy to Jeremy?!

Dziewczyna podeszła pewnym krokiem do Williama, licząc na wyjaśnienia z jego strony, ale on tylko skinął na nią głową, po czym pokazał jej gestem, żeby zachowała ciszę. Schaeffer niewiele myśląc, stanęła koło Dunbara, obserwując razem z nim Jeremiego, który widocznie na kogoś czekał.

Monachium, hipermarket spożywczy, piątek, 23 czerwca, godzina 13:42, Ulrich Stern

Ulrich od ponad dwudziestu minut chodził po całym sklepie w poszukiwaniu produktów z listy, którą dostał od Yumi, ale zanim zdążył dokończyć jej realizację, jego telefon zaczął dzwonić.

-Kto zawraca mi głowę o tej porze… Mam nadzieję, że to nikt z pracy… Nie mam siły się tłumaczyć, z tego, że ktoś ma jakieś problemy z tym jak pracuję… A nie, to tylko Yumi.
-No co tam słychać, Yumi? - Mam nadzieję, że to nic poważnego.
-Cześć, Ulrich! Jesteś jeszcze w sklepie?
-Tak, jestem. A co?
- Proszę, tylko mi nie mów, że mam coś jeszcze kupić. Zaraz oszaleję!
-Czy mógłbyś kupić pomidory i ser żółty?
-Mogę.
- Oby nic więcej. Już mam cały wózek jedzenia!
-Świetnie. A, i jeszcze jakby była sałata lodowa…
-Jak będzie, to wezmę.
- Mam nadzieję, że to tyle…
-Fajnie. A, i nie zapomnij kupić napojów.
-Pamiętam, mam na liście.
- Czy już mogę wrócić do robienia zakupów?!
-Cieszę się. W takim razie do zobaczenia w domu!
-Pa!
- Super. Nie dość, że mam już tego wszystkiego sporo, to jeszcze kolejne rzeczy do kupienia. Jak tak dalej pójdzie, to te wszystkie zakupy się nie zmieszczą w moim dostawczaku!

Sfrustrowany całą sytuacją Stern, pchnął gwałtownie wózek z zakupami przed siebie. Skierował swoje kroki wprost na dział warzywny, który był jego ostatnim przystankiem w drodze do kasy. Tak przynajmniej myślał do czasu, aż Yumi nie zadzwoniła do niego ponownie, prosząc by dokupił jeszcze kilka paczek chipsów.

Paryż, centrum miasta, piątek, 23 czerwca, godzina 14:13, William Dunbar

William nie do końca wiedział, jak powinien zareagować na nagłe pojawienie się Aelity. Nie zakładał w ogóle w żadnym scenariuszu, że dziewczyna kiedykolwiek nakryje go w pracy. Długo zastanawiał się, czy powinien jej o wszystkim powiedzieć, czy jednak za wszelką cenę zachować sprawy w tajemnicy jak najdłużej będzie się dało. Teraz siedzieli razem w jednej z kawiarnii w galerii handlowej, przyglądając się spotkaniu Jeremiego ze starszym mężczyzną, którego Aelita widziała po raz pierwszy.

-Nie no, to nie ma sensu. Aelita i tak się dowie. Prędzej czy później będę musiał jej o wszystkim powiedzieć. Poza tym, co jej niby teraz powiem? Że przyszedłem na zakupy i przez przypadek wpadłem na Jeremiego? No i od tak zacząłem go śledzić? Jak nic będzie miała mnie za wariata. Muszę jej wszystko powiedzieć. Tylko jak? Czy teraz jest dobry moment? Czy może powinienem zaczekać? Boże, dlaczego to wszystko jest takie trudne? Jakby takie sprawy nie mogły się same załatwić…
-William? - No i się zaczyna…
-Tak?
-Czy mogę wiedzieć…
- Powiedz to wreszcie, będziemy mieli z głowy.
-Hm?
-Czy mógłbyś mi powiedzieć dlaczego… Dlaczego od niecałej godziny obserwujemy Jeremiego?
- No i bomba wybuchła. Ok. Po pierwsze - nie panikujmy. Coś wymyślę sensownego.
-Widzisz, bo on… - No dalej, myślże chłopie!
-Czy on coś ci zrobił?
- A co mi miał niby zrobić? Takie chucherko… No proszę cię, Aelita, szanujmy się…
-Nie.
-W takim razie nie rozumiem, czemu nie spuszczasz z niego oka…
- Bo on nie jest tym, na kogo wygląda.
-To nie jest takie proste…
-Ale co nie jest proste? Powiedz mi. William, proszę.
- No i jak jej się tu oprzeć? Nie mogę jej powiedzieć całej prawdy, bo na to jest jeszcze zbyt wcześnie, ale z drugiej strony nie mogę jej też okłamać. Co za beznadziejna sytuacja.
-Widzisz, to jest moja praca. - Może jej tyle wystarczy?
-Praca? Śledzisz przyjaciół w ramach pracy?!
-Co? Nie. Znaczy… Jeremy nie jest moim przyjacielem…
- Och, chyba się zapędziłem z tym trochę…
-Jak to nie jest? Przecież razem walczyliśmy z Xaną…
-Tak. Walczyliśmy. Ale to już przeszłość. Teraz Jeremy jest dla mnie obiektem obserwacji, a nie przyjacielem. Takie dostałem zlecenie. - No to chyba spaprałem całą tą sprawę. Mogłem jej wcześniej powiedzieć. Miałbym wtedy szansę jakoś to lepiej wytłumaczyć, a nie gadać tak idiotycznie pod wpływem chwili.
-Zlecenie? Nie rozumiem…
-Słuchaj, jestem teraz w pracy, rozumiesz? Więc mam prośbę. Czy mogę wyjaśnić ci wszystko, kiedy się spotkamy na spokojnie?
- Proszę, zgódź się. Nie chcę cię stracić!
-A kiedy się niby spotkamy na spokojnie? - Jak najszybciej!
-Może być nawet dzisiaj. Wieczorem.
-Dzisiaj?
- No co taka zdziwiona?
-Tak. Chcę ci wszystko wyjaśnić, Księżniczko.
-Dobrze. Może być.
-W takim razie napiszę do ciebie po pracy i umówimy się na spotkanie.
-Umowa stoi.
-Dziękuję! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nie obraziłaś się na mnie!
- Boże, czy ja to powiedziałem na głos? Chyba tak… Och, nie! Będzie mnie jednak miała za wariata! Ale ja mam długi język!
-Jeszcze zobaczymy. Mam czas, żeby się obrazić, jak coś. - No nie żartuj, Księżniczko. To są zbyt poważne sprawy.
-Nie ma mowy. Sama będziesz chciała wiedzieć więcej, kiedy wdrożę cię w tą historię.
- Podejrzewam, że nawet nie uwierzysz w pierwszym momencie. Ja też miałem z tym problem…
-W takim razie już nie mogę się doczekać, żebyś mi wszystko wyjaśnił.
-Obiecuję powiedzieć ci o wszystkim.
- Kiedyś…
-Trzymam za słowo.
-Dobrze.
- I jak ja mam jej to wszystko powiedzieć?
-W takim razie będę już się zbierać. Muszę zrobić zakupy. - Zbieraj się, zbieraj. Ja niestety muszę tu jeszcze trochę posiedzieć.
-No to zbieraj się, do zobaczenia wieczorem.
-Do zobaczenia!
- Uf. Poszła sobie. Mam nadzieję, że jakoś uda mi się ugasić pożar w tej naszej relacji. Nie jestem jeszcze w stanie jej powiedzieć wszystkiego. Zresztą, sam jeszcze nie wiem o wszystkim. Dlatego teraz tu siedzę. Muszę rozpracować naszego lyokowego Einsteina.

Monachium, mieszkanie Ulricha, piątek, 23 czerwca, godzina 16:22, Yumi Ishiyama

Po powrocie Ulricha do domu, Yumi postanowiła zabrać się za przygotowanie jedzenia na wieczór.  Długo dyskutowała ze Sternem, co powinni przygotować, żeby danie było szybkie w przygotowaniu i odpowiednio sycące.

-Wydaje mi się, że Ulrich ma rację. Taki makaron z sosem słodko-kwaśnym brzmi naprawdę dobrze. Szkoda tylko, że nigdy nie robiłam takiego dania. Ostatecznie, od czego są książki kucharskie? Jeśli zrobię wszystko zgodnie z przepisem, powinno wyjść z tego smaczne danie. Z drugiej strony… Co jak nic mi z tego nie wyjdzie? Czy mamy coś w zapasie, żeby jak coś zrobić z tego na szybko nowe danie?
-Nad czym tak intensywnie myślisz, Yumi?
-Co?
- Jeny, jestem taka zamyślona, że nawet nie zakodowałam, co Ulrich przed chwilą powiedział.
-Pytałem nad czym tak intensywnie myślisz, Yumi… - Nad wieloma rzeczami…
-Nad niczym konkretnym…
-To znaczy?
- Skubany, skąd wie, że akurat teraz miałam bardzo konkretne myśli? A może to mi się tylko wydaje, że on wie?
-Zastanawiam się, czy uda mi się przygotować to danie… Niby nie wygląda na trudne, ale ten sos…
-Spokojnie, Yumi. Wiesz przecież, że Odd zje wszystko…
- Ale ja nie zjem wszystkiego! Jedzenie musi być smaczne!
-Wiem, ale jednak chciałabym, żeby jedzenie było smaczne…
-Słuchaj, jeśli coś będzie nie tak, to zamówimy pizzę, dobrze?
- Pizzę?! Chcesz zamówić pizzę?! To czemu od razu tego nie zrobimy?!
-Super. Czyli jak mi się nie uda, to skorzystamy z gotowca, tak?! - Ok, może trochę zbyt mocno wybuchłam.
-Nie rozumiem, czemu się teraz wściekłaś…
-No bo jeśli moje jedzenie może być z łatwością zamienione na zwykłą zamawianą pizzę, to nie rozumiem czemu mam w ogóle się męczyć i to gotować!
- Weź od razu zamów!
-Nie o to mi chodziło.
-Tak, a o co?!
- No powiedz. Może źle gotuję?
-Po pierwsze, nie zakładam, że ci to danie nie wyjdzie.
-A po drugie?
- Może jednak nie umiem gotować?
-A po drugie, wiem, że lubisz mieć plan b, dlatego od razu go zaproponowałem. Nie ma co się przejmować wizytą Odda, to nie jakiś król, a nasz przyjaciel.
-W sumie masz rację… Zbyt się nakręciłam. Przepraszam.
- Jak nic, Ulrich ma rację. Przez to, że w mojej rodzinie przyjazd kogokolwiek jest wydarzeniem godnym goszczenia samego cesarza, to chyba za bardzo dałam się ponieść tym emocjom. Do dziś pamiętam jak odwiedzali nas przyjaciele rodziców. Dom musiał być perfekcyjnie wysprzątany. Jedzenie przygotowane starannie. Wszystko miało być idealne. Szkoda, że to wszystko było tylko piękną fasadą…

Nicea, mieszkanie Odda, piątek, 23 czerwca, godzina 17:27, Odd Della Robbia

Ponieważ Odd zapomniał wychodząc rano z mieszkania jednej z toreb na wyjazd, musiał się po nią wrócić po pracy. Wpadł najszybciej jak się tylko dało do swojego mieszkania, szukając brakującego bagażu. Kiedy go tylko namierzył, wziął go od razu do ręki, rozglądając się po pomieszczeniu, czy aby na pewno wszystko zabrał.

-No jak ja mogłem zapomnieć tej drugiej torby? Przez moje roztrzepanie zaraz spóźnię się na samolot! Dobrze, że szef mnie puścił 15 minut wcześniej. Mam szansę się jeszcze wyrobić. Dobra, ostatni check. Wziąłem plecak, torbę jedną i torbę drugą. Mam też poduszeczkę. Ale zaraz… Gdzie się podziały moje słuchawki? bez nich nigdzie nie jadę! Jak ja mam wytrzymać niby tyle godzin bez muzyki? Przecież oszaleć będzie można. No, gdzież ja je posiałem? Były z pewnością na stoliku pod oknem, ale tam ich nie ma. Myśl, Odd. Myśl. Gdzie były, jak ostatnio je widziałeś? O tu są. Dobra, to jeszcze raz. Jedna torba, druga torba, plecak, poduszka i słuchawki. Jest wszystko! No to szybko na lotnisko! Muszę się śpieszyć, bo odprawa zaczyna się chwilę po 19, a dobrze jest być jednak wcześniej na lotnisku!

Odd wypadł z mieszkania jak poparzony, w pędzie zamykając mieszkanie  i chowając klucze do jednej z kieszeni spodni. Wybiegł na ulice Nicei, kierując się w stronę przystanku autobusowego. Przez chwilę rozważał możliwość pojechania na lotnisko taksówką, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że nie ma co marnować na takie luksusy pieniędzy, a czas go jeszcze nie nagli aż tak bardzo.

Paryż, centrum miasta, piątek, 23 czerwca, godzina 18:49, Aelita Schaeffer

Zgodnie z umową Aelita skontaktowała się z Williamem, ustalając gdzie i o której godzinie się spotkają. Ostatecznie w toku wymiany wiadomości ustalili, że najlepszym terminem będzie godzina 19, i  że spotkają się pod wieżą Eiffla. Wobec tych ustaleń, dziewczyna rozpoczęła odpowiednio wcześniej przygotowania do randki. Starannie uczesała włosy i zrobiła delikatny makijaż. Ubrała swoją ulubioną sukienkę w odcieniach bladego różu, która idealnie współgrała z jej smukłą sylwetką. Kiedy była już gotowa, postanowiła zrobić sobie mały spacer, żeby dotrzeć na umówione miejsce. Pogoda była tego dnia bardzo sprzyjająca - świeciło słońce i wiał ciepły wietrzyk.

-Mam nadzieję, że dobrze wyglądam. Nie za bardzo znam się na modzie i trendach. Zdecydowanie wolę komputery i wszystko co ma logiczne uzasadnienie. No, ale z drugiej strony jestem też kobietą, a kobieta musi być pewna siebie i dobrze się prezentować. Cóż, przynajmniej w teorii. Ja osobiście nie za bardzo jestem pewna siebie. Wydaje mi się też, że nie do końca dobrze się prezentuję. Z drugiej strony… Niby to spotkanie z przyjacielem, a ja się przejmuję nim, jakby to była randka wszech czasów. Do tego wszystkiego William ma mi przecież wyjaśnić czym tak naprawdę zajmuje się zawodowo, a co bardziej mnie ciekawi - co ma z tym wszystkim wspólnego Jeremy. Tym bardziej nie mogę tego traktować jako randki! Aelita, weź się ogarnij. William naprawdę mąci ci w głowie… Powinnam być na niego zła. Mógł mi przecież wcześniej powiedzieć jaką ma pracę. Z drugiej strony obiecał wszystko wyjaśnić. Och! Już sama nie wiem co mam o tym myśleć!
-Cześć, Księżniczko! - O, William! Zaskoczyłeś mnie!
-Cześć! - No powiedz coś więcej!
-To gdzie idziemy? - Dobre pytanie.
-Cóż, musimy znaleźć jakąś fajną miejscówkę, żeby móc spokojnie porozmawiać, prawda?
-Racja. Ale powiem szczerze, że nie mam zbyt wielu pomysłów…
- No co ty nie powiesz…
-Wiesz, ja też nie jestem zbyt dobra w namierzaniu dobrych restauracji. - W tym tempie to nigdzie nie znajdziemy dogodnego miejsca…
-W takim razie może przejdziemy się trochę i zobaczymy dokąd nas nogi zaniosą? Co na to powiesz, Księżniczko? - Brzmi intrygująco. Nie. Aelita! Nie uciekaj w marzenia romantyczne.
-W sumie, to dlaczego nie?
-Świetnie! W takim razie chodźmy!
- Nie licz William, że dzisiaj uda ci się uniknąć naszej ważnej rozmowy. Jestem za bardzo ciekawa, co przede mną ukrywasz…

Nicea, Port Lotniczy Nicea-Lazurowe Wybrzeże, piątek, 23 czerwca, godzina 19:16, Odd Della Robbia

Odd dotarł na lotnisko. Przez pierwszy moment nie mógł się odnaleźć na terminalu lotniskowym, ale dzięki pomocy ochroniarza znalazł miejsce, w którym powinien się zgłosić do odprawy bezpieczeństwa. gdy zobaczył gigantyczną kolejkę, poczuł się zmęczony na samą myśl o staniu w niej.

-Skąd tych ludzi tyle? Darmowe bilety rozdawali na weekend, czy co? No nie mogę uwierzyć, że jest taka kolejka! Mam nadzieję, że będzie w miarę szybko szło… Nie chcę się spóźnić na samolot! Boże! Na samolot!  Ja serio zdecydowałem się lecieć samolotem… A ja tak nie lubię latać! Zwłaszcza nie lubię startu… Strasznie nieprzyjemne uczucie, jak grunt ci ucieka z pola widzenia. Dobra. Odd, wrzuć na luz. Latałeś już tyle razy. Zawsze ostatecznie wszystko było dobrze. Nie ma co się stresować na zapas.