To, co było nieuniknione - Rozdział 14

    Po chwili Aelita, Odd i Jeremy byli już w pomieszczeniu z superkomputerem. Odłożyli swoje rzeczy obok holomapy, po czym zaczęli przygotowania do wdrożenia kolejnego etapu testów projektu “Omega”.
-No dobra - zaczął Belpois, klaszcząc w ręce. - To dzisiaj próbujemy zainstalować nasz program w sektorze pustynnym!
-I co nim tam skasujemy? - dopytywał się Della Robbia.
-Musimy spróbować jeszcze raz z wieżą. Ostatnio program kasował ją za wolno - stwierdził okularnik.
-Rozumiem, że szybkość jest bardzo ważna w przypadku tego programu? - Odd podrapał się po głowie.
-Oczywiście, że tak - odpowiedziała Aelita. - Jak program zadziała zbyt wolno, Xana będzie miał szansę zrobić dla siebie kopię zapasową. Wtedy może nam uciec i znowu będziemy musieli szukać jego kryjówki.
-Zakładając, że ją teraz znaleźliśmy… - wtrącił Jeremy.
-To robimy wszystkie te testy, a ty dalej nie jesteś pewny, czy w Korzeniu rzeczywiście Xana urzęduje? - zdziwił się Włoch.
-Posłuchaj, Odd -  to mówiąc, Belpois spojrzał z uwagą na przyjaciela. - Nie możemy wykluczyć, że Xana ma gdzieś swoją kopię. Nie możemy też wykluczyć, że jego podstawowe źródło kodu nie znajduje się w Korzeniu. No, ale przy tym wszystkim co już wiemy, istnieje spora szansa na to, żeby jednak się go pozbyć. Jest to szansa jedna na milion, ale nie możemy z niej zrezygnować. Musimy zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. Jeśli się nam nie uda, to trudno. Będziemy szukać innych rozwiązań.
-Dobra, Einstein, chyba zrozumiałem, co masz na myśli. Musimy wykorzystać teraz szansę. Jak nie wyjdzie, to będziemy się martwić.
-Dokładnie o to mi chodziło, Odd - Jeremy obrócił się ponownie do ekranu superkomputera. - A teraz się przygotuj. Zaraz rozpoczynamy misję.



Ulrich w tym samym czasie siedział w bibliotece szkolnej pisząc wypracowanie na lekcję historii. Już od ponad godziny nie napisał ani jednego słowa, gdyż jego myśli uciekały w zupełnie inną stronę, niż by tego chciał. Cały czas myślał o tym, że jego przyjaciele najprawdopodobniej dobrze się bawią, testując nowy program w Lyoko. Odd powiedział mu rano, że zaraz po śniadaniu wybierają się do fabryki w tym celu. Nie było to nic dziwnego. Już od kilku tygodni w każdą sobotę przyjaciele wymykali się na cały dzień do starej fabryki, aby przetestować kolejne wymyślone przez Einsteinów warianty programu kasującego Xanę. Ulrich jednak nie mógł im towarzyszyć. Za bardzo martwił się o swoje wyniki w nauce. Wiedział, że jeśli jego ojciec nie będzie zadowolony z wyników egzaminów końcowych to będzie miał bardzo duże kłopoty. Stern chciał bardzo uczestniczyć w próbach ostatecznego pokonania wirusa, jednak jego zapędy hamowali nauczyciele, którzy na ostatniej prostej do egzaminów zaczęli zadawać coraz więcej zadań domowych. Do tego wszystkiego, jego relacja z Sissi stwarzała bardzo dużo możliwości, aby ich sekret dotyczący Lyoko ujrzał światło dzienne, a temu wszyscy Wojownicy byli przeciwni. Dlatego właśnie Ulrich znacznie odsunął się od swoich przyjaciół, choć ten układ nie zawsze był dla niego korzystny.



Wyprawa Odda do Lyoko przebiegała dotąd bezproblemowo. Udało mu się już zaimplementować kod przesłany przez Jeremiego. Do autoryzacji kasowania wieży była potrzebna jednak ręka Aelity, toteż komputerowiec wysłał ją do wirtualnego świata w końcowej fazie wyprawy. Kiedy program został już uruchomiony, nagle na ekranie superkomputera wyskoczył Jeremiemu alert o aktywnej wieży.
-Słuchajcie, Xana się obudził - to mówiąc, okularnik uruchomił program skanujący Lyoko, żeby dokładnie zlokalizować aktywną wieżę.
-Nie miał kiedy? - sfrustrował się Odd, machając swoim wirtualnym ogonem.
-Najwyraźniej nie - westchnął Jeremy. - Aktywna wieża jest w sektorze polarnym. Lećcie szybko do wieży przejścia.
-Einstein, jak ma być szybko, to dawaj nam tu pojazdy - stwierdził Della Robbia wyczekująco.
-Już się robi - po tych słowach Belpois wysłał przyjaciołom odrzutową deskę i hulajnogę. Kiedy pojazdy pojawiły się przed Oddem i Aelitą, obydwoje wskoczyli na nie z gracją, po czym skierowali się w stronę wskazaną przez Jeremiego.



Po kilku minutach Wojownicy dotarli na miejsce. Ich oczom ukazała się cała armia potworów: pięć karaluchów, dziesięć krabów, dwa megaczołgi i cztery tarantule.
-No to się Xana przygotował - mruknął Odd. - To będzie ciekawe starcie.
-Jeremy, może ściągniesz Ulricha? - zasugerowała Aelita.
-Dobry pomysł. Już do niego dzwonię - odezwał się Belpois.
-Myślisz, że nie damy rady sami ich pokonać? - zdziwił się koci wojownik.
-Mam wątpliwości… - odparła niepewnie elfka.
-Spokojnie, poradzimy sobie z nimi. Nie masz co się bać, bo jesteś z Oddem Najlepszym Wśród Wojowników - to mówiąc, Della Robbia już miał rozpocząć atak na kraba, który znajdował się najbliżej niego, ale Hopper złapała go za ramię.
-Poczekajmy na wsparcie - poprosiła przyjaciela.
-Ale po co czekać? Zanim Ulrich tu będzie, już będzie po wszystkim.
-Zaczekaj, Odd. Jak dla mnie nie ma sensu się narażać - wtrącił się Jeremy.  - Zwłaszcza, że Ulrich powiedział, że będzie za pięć minut.
-Pięć minut?! - oburzył się Włoch. - Za pięć minut to ja już rozwalę ze trzy kraby!
-Tym razem nie możemy sobie pozwolić na porażkę. Musimy dezaktywować wieżę, więc nie ma miejsca na twoją standardową taktykę “juhu to my”, Odd - powiedział stanowczo okularnik.
-Jeremy, czy wiadomo co jest celem Xany? - zapytała Aelita.
-Tak - westchnął nastolatek. - Niestety, próbuje nam pokrzyżować plany i usunąć nasz program z wieży na pustyni.
-Super cel sobie znalazł - burknął pod nosem Odd. - Jakby nie mógł zaatakować czegoś standardowego, jak szkoła czy fabryka… Ale to mu się pewnie znudziło…
-Wiesz, Odd, to całkiem logiczne, że próbuje nam przeszkodzić w testach, ostatecznie od tego zależy jego być albo nie być - stwierdził Jeremy.
-Czaję, Einstein, ale mnie to wkurza, bo dopiero co skończyliśmy z Aelitą instalować ten program…
-Myślę, że Xana nie bardzo się przejmuje twoim osobistym dramatem, Odd - zaśmiał się ironicznie Belpois.
-Też mi się tak wydaje, że on sobie nic z tego nie robi… - koci wojownik wzruszył ramionami. - To gdzie ten Ulrich się podziewa?
-Nie mam pojęcia. Już dawno powinien tu być - odpowiedział okularnik. - Chyba do niego zadzwonię…
-Dzwoń, dzwoń. Tylko mu powiedz, że w Lyoko się pali… - Della Robbia przysiadł na niewielkim zlodowaciałym głazie, wyczekując pozwolenia na ruszenie do ataku.